Dobrze, że jako dzieci nie uczymy się w szkole sztuki chodzenia, bo zdecydowana większość oblałaby końcowy sprawdzian.
Świat brnie naprzód, stawia przed nami nowe wyzwania a szkoła i system oceniania stoją w miejscu.
Zastanawiasz się czasem jak się uczymy? Idziesz do nowej pracy, w której musisz szybko opanować wystawianie faktur. Przełożony lub koleżanka z działu przekazuje Ci najważniejsze informacje i tłumaczy, na co zwrócić uwagę. Upewnia się, że rozumiesz i przekazuje pierwszy dokument do wystawienia. Wspólnie sprawdzacie, czy jest dobrze. Jeśli coś należy poprawić - dostajesz informację zwrotną i działasz. Możliwe, że jeszcze o czymś zapomnisz, pomylisz, starasz się podpytać aby już następnego dnia sprawnie pracować samodzielnie. Dostajesz czas na wdrożenie, poznanie programu komputerowego, pracujesz wolniej ale dokładniej i nikogo to nie dziwi.
Na tym przecież polega proces uczenia się. Spojrzenie wstecz, wyszukanie nieprawidłowości, poprawienie i szlifowanie umiejętności aż do osiągnięcia biegłości.
Na tym też polega rozwój, analiza tego co się zrobiło i szukanie, co można zrobić jeszcze lepiej.
Czyż nie?
System szkolny i skala ocen uczą czegoś zupełnie innego. Nie ma tam miejsca na refleksyjność a całość pozostaje sprzeczna z tym, co już wiemy jako dorośli. Nikt nie sprawdza podczas rekrutacji do pracy, jaką ocenę miałeś z biologii. Fundamenty, na których zbudujesz karierę, przyszłość, powodzenie, to dbanie o własny rozwój, zgoda na błędy i umiejętność analizowania potknięć bez wyrzutów sumienia.
Jak przygotuje do życia szkoła, w której celem jest ocena a nie nauka?
Uczeń, który dostaje 2,3 lub 4 często kończy swoje zainteresowanie przerobionym tematem. Nie uczy się analizować swojej pracy - np. czy zrobił błędy rachunkowe, czy pomylił dane, czy w ogóle nie wiedział jak zabrać się za zadanie, co sprawia mu największą trudność. „Trzy to trzy, ważne, że zaliczone”. Poprawa to najczęściej przepisanie dobrze zrobionych zadań. Nikt nie uczy pochylania się nad własnymi błędami bez krytyki lecz z ciekawością. Uczniom brakuje możliwości obserwowania procesu przyswajania wiedzy oraz rzetelnej informacji zwrotnej.
Wiesz, że w niektórych szkołach ocena z poprawy sprawdzianu jest wpisywana nawet jeśli uczeń napisał poprawę gorzej, niż sprawdzian? Dodatkowo ocena z poprawy ma wagę wyższą, niż sam sprawdzian. W przypadku sukcesu jest to oczywiście korzystne, jeśli poprawa zostanie oceniona słabiej, uczeń jest w jeszcze gorszej sytuacji.
Z moich obserwacji wynika, że część rodziców nie widzi w tym nic dziwnego. Traktują to jak „motywację”, żeby się dobrze przygotować przed poprawą. Długo zastanawiałam się, dlaczego we mnie jest tak wielki sprzeciw przed takim ocenianiem.
Pracuję indywidualnie z wieloma uczniami. Są to dzieci, którym praca na lekcji w szkole nie wystarcza. Są tacy, którzy podchodząc do poprawy sprawdzianu, pomimo, że przygotowują się do niego mozolnie, zdobywają kolejną 1 czy 2, która pogrąży ich średnią ocen. Te dzieciaki się załamują, że nie dadzą rady już z tego wybrnąć. Po kilku próbach odpuszczają, uznają, że i tak nie dadzą rady.
Widzę uczniów, którzy przy wytrwałej pracy dodatkowej, z dużym wysiłkiem, utrzymują się przy ocenie dobrej. Nawet jeśli dostaną 3 i chcieliby poprawić – odpuszczą. Strach, że pójdzie im gorzej, zwycięża chęć poprawy.
Pracuję również z ambitnymi uczniami z dobrą średnią, którym gorzej poszła klasówka. Jeśli mają odwagę iść na poprawę, dopada ich ogromny stres, że jednak nie wszystko pójdzie dobrze i zamiast sobie pomóc, pogorszą sytuację. Ilu z nich odpuści? A ilu napisze poniżej swoich możliwości, właśnie przez zdenerwowanie?
Wiesz, że są też takie szkoły, w których poprawiać można tylko oceny niedostateczne?
Jaki to ma cel?
Jedyny, który przychodzi mi do głowy, to oszczędzanie pracy nauczycielowi. Jeśli celem byłoby zdobywanie wiedzy, zależałoby nam, żeby każdy uczeń, który nie opanował jeszcze doskonale materiału, nadal do niego wracał. Chciał się go nauczyć, żeby uzupełnił swoje braki i zauważał błędy. Robiłby to, po to, żeby nad nimi pracować. Każda chęć podejścia do sprawdzianu ponownie powinna być doceniona. Samo pisanie tekstu jest także metodą na zapamiętanie materiału i to dość skuteczną. Warunkiem jest, że wykorzystamy ją właśnie jako technikę do skutecznej nauki, a nie tylko po to, aby bezdusznie oceniać. (O metodach nauki świetnie pisze Radek Kotarski w książce „Włam się do mózgu” – np. rozdział Metoda testu zderzeniowego).
Chciałabym żeby szkoła uczyła, ale nie dat, cyferek czy recytacji najdłuższych rzek (to może dziać się przy okazji). Powinna uczyć, że nauka to proces, poznawanie nowych informacji, ich analiza, przyswajanie, testowanie, doświadczanie i wyciąganie wniosków z doświadczeń, poszukiwanie rozwiązań.
W tej chwili szkoła uczy, że trzeba wiedzieć, nie można szukać i próbować. Zawsze ma nam „wychodzić” . Skupia się na tym, kto jest winny, a nie jak rozwiązać problem.
„Oskar Wilde powiedział kiedyś, że doświadczenie to nic innego jak ładna nazwa określająca popełnione przez nas błędy. Jeśli odbierzemy możliwość ich popełnienia, to uczniowie stracą więcej, niż mogłoby się wydawać”.
P.S. Zanim krzykniecie, że nie wszędzie tak jest – wiem – ale nadal takich miejsc jest za mało.
kontakt@gimnastyka-umyslu.pl
tel: 737 983 610