Czas naszego spotkania dobiegał końca. Wzięłam trzy głębokie oddechy. Skończyły mi się pomysły….Czułam się bezsilna. Moja kreatywność schowała się głęboko i nie chciała więcej współpracować. Byłam zrezygnowana…
Od zawsze cyferki układały mi się w logiczną całość. Mówiły do mnie, tłumaczyły świat wokół. Potem doświadczyłam, że potrafię je przekładać na prosty codzienny język, tłumaczyć innym. Najpierw rówieśnikom w szkole, młodszym kolegom, moim dzieciom a w końcu uczniom. Tak zaczęła się moja przygoda z korepetycjami. Jeszcze wtedy wierzyłam, że to tylko kwestia dobrego, jasnego wytłumaczenia zagadnienia. Z upływem lat i kolejnych lekcji, zauważyłam jak bardzo różnie postrzegamy i przyswajamy matematykę. Jednym osobom wystarczy wyjaśnić zagadnienie i po kilku przykładach pędzą dalej, inni potrzebują, wielokrotnego, systematycznego rozwiązywania prostszych zadań, żeby utrwalić zagadnienie. Wiedziałam, że do każdego muszę podejść indywidualnie. Nie ma cudownych, uniwersalnych sposobów na sukces. Każde nowe spotkanie to proces poznawania, szukania odpowiedniego dialogu, obserwacji i badania, które tematy wymagają powrotu do podstaw.
Myślałam, że potrafię tłumaczyć…aż do spotkania z Martą.
Ćwiczyłyśmy działania na ułamkach kolejną już lekcję. Użyłam wielu przykładów, wykorzystałyśmy klocki, kroiłyśmy torty, wycinałyśmy kartki…
I czasem wydawało się, że wszystko już jasne, zrozumiałe, kilka przykładów udało się zrobić…po czym za chwilę blokada, wszystko się miesza. Mnożenie tak bardzo potrzebne w tym dziale (chodź setki razy przez nią ćwiczone), wciąż zawodzi, zajmuje większość myśli Marty tak bardzo, że trudno skupić się na innych zasadach.
Po tych zajęciach byłam gotowa zrezygnować. Postanowiłam zadzwonić do rodziców i powiedzieć, że nie potrafię pomóc.
Kiedy zamknęłam oczy widziałam uśmiechniętą twarz Marty...jednak nie mogę się poddać.
Zaczęłam szukać nowych sposobów, nowych narzędzi.
Trafiłam na matematyczne Karty Grabowskiego. Zaczęłyśmy razem grać, ale czegoś brakowało. Zaprosiłam do wspólnej zabawy moje dzieci, potem doszły dzieci sąsiadów. I jest! Te emocje, radość z zabawy w grupie. To było to! Dzieciaki świetnie się bawiły a liczenie w pamięci, czy tabliczka mnożenia, choć ciągle używane, nie stanowiły problemu. I tak powoli weszłam w świat gier planszowych i karcianych, zabaw i łamigłówek. Doświadczyłam jak ciekawość dzieci i odpowiednio dobrane zabawy, wzmacniają ich pewność siebie, rozwijają, poprawiają umiejętność liczenia w pamięci, analizowania. Było to dla mnie fascynujące. Książki, które w tym temacie później przeczytałam potwierdzały moje obserwacje. Dzieci najlepiej uczą się przez zabawę, kiedy są zainteresowane
i mogą być kreatywne, kiedy czują się bezpiecznie i towarzyszą im pozytywne emocje.
I tak rozpoczęła się moja przygoda z Gimnastyką Umysłu, karty to tylko początek, punkt wyjściowy…cdn.
kontakt@gimnastyka-umyslu.pl
tel: 737 983 610